sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 4.

*Michael*
 Wstał, jak codziennie o godzinie dziewiątej rano. Będąc półprzytomnym włożył prawą rękę pod poduszkę, aby znaleźć swój telefon. Wziął go i odblokował, po czym zobaczył 3 nowe wiadomości i 2 nieodebrane połączenia. Natalie dzwoniła i pisała, ale jednego sms'a dostał od Mai. Kliknął w konwersację z Natalie i odczytał obie wiadomości.
Natalie: Spotkajmy się, gdy już znajdziesz czas.
Natalie: Musimy coś obmówić. To ważne.

Później przeczytał SMS'a od Mai. Było w nim napisane: Cześć. Jeśli możesz, przyjdź dzisiaj do mnie. Porozmawiamy. To coś ważnego.
 Westchnął i przejechał dłonią po włosach. Co miał teraz zrobić? Musiał porozmawiać z jedną i drugą... Odrzucił na bok telefon i wstał, rozciągając mięśnie. Chwycił pilota od wieży, który leżał na parapecie przy oknie, które miał nad łóżkiem i włączył swój ulubiony zespół - Blood For Blood. Wziął ciuchy z szafy i zauważając, że jest sam w domu, puścił ulubioną piosenkę tego zespołu, czyli 'Some kind of hate' na cały regulator, tak, aby mógł słyszeć w łazience, gdy będzie brał prysznic.
 Gdy wyszedł już umyty i przyszykowany do wyjścia napisał do Naty: Mogę się teraz spotkać. Przyjdę do Ciebie, okej? Czekał na odpowiedź, gdy leciało w tle 'I Ain't Like You'. Odpisała prawie natychmiast.
Natalie: Okej. Czekam. To nie zajmie długo, obiecuję.
 Założył buty, wyłączył muzykę i zamknął drzwi na klucz. Po drodze układał w myśli miliony kwestii, które chciałby, aby usłyszała Natalie. Na szczęście, że napisała, że to nie zajmie długo, bo w południe chciał już być obok Mai. Pragnął tego nawet teraz, ale nie chciał mieć już niczego na sumieniu, więc wolał najpierw skończyć to 'coś' z Naty. Oblizał usta i zaciskając powieki zadzwonił do drzwi od domu swojej teraźniejszej dziewczyny. Otworzyła mu, poważna jak nigdy. Już wiedział, że coś się dzieje.
 - Czekasz na jakieś pierdolone zaproszenie? Wchodź. - powiedziała, gestem wskazując, aby wszedł do mieszkania.
 - Co za miłe powitanie... - mruknął pod nosem.
 - A co, myślałeś, że rzucę się na Ciebie, jak jakaś napalona licealistka? Nie schlebiaj sobie, dobra? Siadaj. - obdarzyła go pustym spojrzeniem, siadając na fotelu naprzeciwko kanapy.
 - Nie, ale... taka dla mnie nie byłaś. Jesteś aż tak wściekła za kino? - spytał przecierając dłońmi twarz. Usiadł na fotelu po drugiej stronie stolika i czekał na jej odpowiedź.
 - Jaja sobie robisz? Gdy napisałeś, że z kina nici, byłam niedaleko Ciebie. Widziałam wszystko. Każdy jebany moment z Mayą. - Naty zmrużyła oczy. - Więc co kurwa? Jestem zapomnieniem? Nie jestem kimś do pomiatania. Pamiętaj. Ani ja, ani nikt inny. To koniec.Wiem, chciałeś to zrobić pierwszy. Nie mój problem. Chciałam tylko tyle. Teraz możesz iść do Mai i być z nią kurewsko szczęśliwy. Życzę Ci, kurwa, jak najgorzej, skurwielu. - posłała mu słodki uśmiech. - Pierdol się. Nie chcę Cię znać. Wyjdź.
 - Natalie... - chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu przerwała.
 - Daruj sobie jakieś zbędne wyjaśnienia. Spieprzaj. - zacisnęła powieki i wskazała dłonią na drzwi.
 - Nie chcę, żebyśmy nagle stali się sobie obcy. Słuchaj, ja wiem, że zrobiłem źle. Wiem o tym, ale to nie znaczy, że ma to się w taki sposób skończyć. Istnieje coś takiego, jak przyjaźń, a my moglibyśmy spokojnie w niej żyć. - mówił, wstając z siedzenia.
 - Może w Twoim świecie moglibyśmy, ale ten świat nie należy do Ciebie i nie wszystko musi być jak sobie tego zażyczysz, skarbie. Więc daj mi święty spokój i wynoś się. Na zawsze. Dziękuję. Żegnam. - otworzyła mu drzwi. Poddał się i wyszedł. Nie miał siły dalej ciągnąć kłótni. W sumie, tak szczerze, nawet nie było mu przykro. Jedynie czego chciał, to być już u Mai. Była godzina 10:32. Za chwilę powinien być pod jej domem. To niedaleko.
*Maya*
 
Usłyszała dzwonek do drzwi. Miała ogromną nadzieję, że to Michael. Wzięła głęboki wdech. Otworzyła drzwi, stał w nich właśnie on. Wypuściła powietrze z płuc i przytuliła się do niego mocno, nic nie mówiąc. Poszli oboje do jej pokoju, ona od razu padła na łóżko, a on usiadł obok leżącej Mai.
 - Maya, co do wczoraj... - zaczął Michael.
 - Porozmawiamy o tym później, okej? Teraz coś mnie trapi. Wczoraj, gdy od ciebie w sumie uciekłam, chciałam pogadać z Valencią, ale zobaczyłam coś obok drzewa, które przedziela nasze domy. Zgadnij, co ja tam zobaczyłam. - zacisnęła usta w cienką linię.
 - Zaskocz mnie. - powiedział chłopak, głowiąc się co tam zobaczyła.
 - Valencię. Całującą się. Okej, nic złego, ale nie przypominam sobie, aby wspominała mi, że jest homo, lub biseksualna. - wbiła wzrok w Michaela, czekając na jego reakcję.
 - Że... Val... Ale.. Ona?! Ona, to nie jest w ogóle możliwe. Nie ona. Jak to?! - schował twarz w dłoniach, będąc w tej chwili totalnie zakłopotanym. - Jeszcze niedawno pomagałem jej z chłopakiem! Co jej się odmieniło? Tak... nagle...
 - Też sobie zadaję to pytanie. To nic złego, jest jaka jest, tylko boli mnie to, że nie ma do mnie na tyle zaufania, aby móc mi o tym powiedzieć. Teraz nie wiem jak mam z nią o tym pogadać. Niby nic takiego no okej, ale dowiadując się o tym sama, zamiast od niej, czuję się trochę zawiedziona, bo nie wiadomo, czy nie ukrywa jeszcze jakichś innych ciekawostek. - uniosła brwi do góry.
 - Serio, chcesz sobie tym teraz zawracać głowę? - zapytał Michael.
 - Niestety nie mogę przestać o tym myśleć. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jeju... - uderzyła się ręką w czoło.
 - Przestań myśleć. Tylko na chwilę...
 - O czym ty mówisz?
 - Zrób to.
 - Ale dlaczego?
 - Proszę. - pochylił się nad nią. Serce jej łomotało coraz to bardziej i czuła falę dreszczy. W końcu ich usta się zetknęły, a w niej buzowały różne emocje. Odwzajemniła jego pocałunek i jedyne czego w tej chwili chciała, to tego, aby ten moment się nie kończył. Miał rację, nie mogła wtedy myśleć i to jej pomogło. Zamknęła oczy i przestała przejmować się wszystkim dookoła. Liczyli się tylko oni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz