sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 4.

*Michael*
 Wstał, jak codziennie o godzinie dziewiątej rano. Będąc półprzytomnym włożył prawą rękę pod poduszkę, aby znaleźć swój telefon. Wziął go i odblokował, po czym zobaczył 3 nowe wiadomości i 2 nieodebrane połączenia. Natalie dzwoniła i pisała, ale jednego sms'a dostał od Mai. Kliknął w konwersację z Natalie i odczytał obie wiadomości.
Natalie: Spotkajmy się, gdy już znajdziesz czas.
Natalie: Musimy coś obmówić. To ważne.

Później przeczytał SMS'a od Mai. Było w nim napisane: Cześć. Jeśli możesz, przyjdź dzisiaj do mnie. Porozmawiamy. To coś ważnego.
 Westchnął i przejechał dłonią po włosach. Co miał teraz zrobić? Musiał porozmawiać z jedną i drugą... Odrzucił na bok telefon i wstał, rozciągając mięśnie. Chwycił pilota od wieży, który leżał na parapecie przy oknie, które miał nad łóżkiem i włączył swój ulubiony zespół - Blood For Blood. Wziął ciuchy z szafy i zauważając, że jest sam w domu, puścił ulubioną piosenkę tego zespołu, czyli 'Some kind of hate' na cały regulator, tak, aby mógł słyszeć w łazience, gdy będzie brał prysznic.
 Gdy wyszedł już umyty i przyszykowany do wyjścia napisał do Naty: Mogę się teraz spotkać. Przyjdę do Ciebie, okej? Czekał na odpowiedź, gdy leciało w tle 'I Ain't Like You'. Odpisała prawie natychmiast.
Natalie: Okej. Czekam. To nie zajmie długo, obiecuję.
 Założył buty, wyłączył muzykę i zamknął drzwi na klucz. Po drodze układał w myśli miliony kwestii, które chciałby, aby usłyszała Natalie. Na szczęście, że napisała, że to nie zajmie długo, bo w południe chciał już być obok Mai. Pragnął tego nawet teraz, ale nie chciał mieć już niczego na sumieniu, więc wolał najpierw skończyć to 'coś' z Naty. Oblizał usta i zaciskając powieki zadzwonił do drzwi od domu swojej teraźniejszej dziewczyny. Otworzyła mu, poważna jak nigdy. Już wiedział, że coś się dzieje.
 - Czekasz na jakieś pierdolone zaproszenie? Wchodź. - powiedziała, gestem wskazując, aby wszedł do mieszkania.
 - Co za miłe powitanie... - mruknął pod nosem.
 - A co, myślałeś, że rzucę się na Ciebie, jak jakaś napalona licealistka? Nie schlebiaj sobie, dobra? Siadaj. - obdarzyła go pustym spojrzeniem, siadając na fotelu naprzeciwko kanapy.
 - Nie, ale... taka dla mnie nie byłaś. Jesteś aż tak wściekła za kino? - spytał przecierając dłońmi twarz. Usiadł na fotelu po drugiej stronie stolika i czekał na jej odpowiedź.
 - Jaja sobie robisz? Gdy napisałeś, że z kina nici, byłam niedaleko Ciebie. Widziałam wszystko. Każdy jebany moment z Mayą. - Naty zmrużyła oczy. - Więc co kurwa? Jestem zapomnieniem? Nie jestem kimś do pomiatania. Pamiętaj. Ani ja, ani nikt inny. To koniec.Wiem, chciałeś to zrobić pierwszy. Nie mój problem. Chciałam tylko tyle. Teraz możesz iść do Mai i być z nią kurewsko szczęśliwy. Życzę Ci, kurwa, jak najgorzej, skurwielu. - posłała mu słodki uśmiech. - Pierdol się. Nie chcę Cię znać. Wyjdź.
 - Natalie... - chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna mu przerwała.
 - Daruj sobie jakieś zbędne wyjaśnienia. Spieprzaj. - zacisnęła powieki i wskazała dłonią na drzwi.
 - Nie chcę, żebyśmy nagle stali się sobie obcy. Słuchaj, ja wiem, że zrobiłem źle. Wiem o tym, ale to nie znaczy, że ma to się w taki sposób skończyć. Istnieje coś takiego, jak przyjaźń, a my moglibyśmy spokojnie w niej żyć. - mówił, wstając z siedzenia.
 - Może w Twoim świecie moglibyśmy, ale ten świat nie należy do Ciebie i nie wszystko musi być jak sobie tego zażyczysz, skarbie. Więc daj mi święty spokój i wynoś się. Na zawsze. Dziękuję. Żegnam. - otworzyła mu drzwi. Poddał się i wyszedł. Nie miał siły dalej ciągnąć kłótni. W sumie, tak szczerze, nawet nie było mu przykro. Jedynie czego chciał, to być już u Mai. Była godzina 10:32. Za chwilę powinien być pod jej domem. To niedaleko.
*Maya*
 
Usłyszała dzwonek do drzwi. Miała ogromną nadzieję, że to Michael. Wzięła głęboki wdech. Otworzyła drzwi, stał w nich właśnie on. Wypuściła powietrze z płuc i przytuliła się do niego mocno, nic nie mówiąc. Poszli oboje do jej pokoju, ona od razu padła na łóżko, a on usiadł obok leżącej Mai.
 - Maya, co do wczoraj... - zaczął Michael.
 - Porozmawiamy o tym później, okej? Teraz coś mnie trapi. Wczoraj, gdy od ciebie w sumie uciekłam, chciałam pogadać z Valencią, ale zobaczyłam coś obok drzewa, które przedziela nasze domy. Zgadnij, co ja tam zobaczyłam. - zacisnęła usta w cienką linię.
 - Zaskocz mnie. - powiedział chłopak, głowiąc się co tam zobaczyła.
 - Valencię. Całującą się. Okej, nic złego, ale nie przypominam sobie, aby wspominała mi, że jest homo, lub biseksualna. - wbiła wzrok w Michaela, czekając na jego reakcję.
 - Że... Val... Ale.. Ona?! Ona, to nie jest w ogóle możliwe. Nie ona. Jak to?! - schował twarz w dłoniach, będąc w tej chwili totalnie zakłopotanym. - Jeszcze niedawno pomagałem jej z chłopakiem! Co jej się odmieniło? Tak... nagle...
 - Też sobie zadaję to pytanie. To nic złego, jest jaka jest, tylko boli mnie to, że nie ma do mnie na tyle zaufania, aby móc mi o tym powiedzieć. Teraz nie wiem jak mam z nią o tym pogadać. Niby nic takiego no okej, ale dowiadując się o tym sama, zamiast od niej, czuję się trochę zawiedziona, bo nie wiadomo, czy nie ukrywa jeszcze jakichś innych ciekawostek. - uniosła brwi do góry.
 - Serio, chcesz sobie tym teraz zawracać głowę? - zapytał Michael.
 - Niestety nie mogę przestać o tym myśleć. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jeju... - uderzyła się ręką w czoło.
 - Przestań myśleć. Tylko na chwilę...
 - O czym ty mówisz?
 - Zrób to.
 - Ale dlaczego?
 - Proszę. - pochylił się nad nią. Serce jej łomotało coraz to bardziej i czuła falę dreszczy. W końcu ich usta się zetknęły, a w niej buzowały różne emocje. Odwzajemniła jego pocałunek i jedyne czego w tej chwili chciała, to tego, aby ten moment się nie kończył. Miał rację, nie mogła wtedy myśleć i to jej pomogło. Zamknęła oczy i przestała przejmować się wszystkim dookoła. Liczyli się tylko oni.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 3.

*Maya*
 Podeszła do dziewczyny, już wiedziała kim ona jest.
 - Caroline? Co ty tutaj tak sama robisz? - zapytała. Usiadła obok i spojrzała na twarz znajomej. Miała czerwone oczy, pewnie płakała. - Coś się stało?
 - Boże, Maya... - rudowłosa dziewczyna rozpłakała się mocno i przytuliła Mayę. - Ja nie wierzę w to wszystko! Nagle nie ma nikogo, komu mogę o tym powiedzieć! Mogę Ci zaufać? Musi ktoś wiedzieć, bo chyba wybuchnę...
 - Słowo. Przysięgam, że możesz mieć do mnie zaufanie. Więc, mów, co się dzieje? - błagała.
 - No więc... Jestem zakochana w Carlu, ale miałam chłopaka Johna. Nie chciałam z nim być, on wiedział, że kocham kogoś innego, ale mnie szantażował, że jak z nim nie będę, to on się zabije. Tak, był chory psychicznie. Siedział w psychiatryku, ale z niego wyszedł i jedynie odwiedzał psychiatrę. Zmuszał mnie do związku z nim, nie podobało mi się to, ale nie chciałam mieć nikogo na sumieniu. Molestował mnie... i pewnego dnia, gdy miałam iść do niego do domu, jak zwykle zamknął drzwi od swojego pokoju na klucz. Przyznam się, że się go bałam. Był zdolny do wszystkiego. W pewnym momencie wziął żyletkę i przy mnie podciął sobie żyły. Spanikowałam. Zamiast pomóc, wezwać pogotowie, szybko znalazłam klucz i uciekłam do domu. Niedługo po tym się wykrwawił i umarł. Ciągle mi się śni. Obwiniam siebie, powinnam była zareagować, a nie uciekać! Jestem beznadziejna, to ja powinnam umrzeć, zamiast patrzeć jak John umiera... - zaczęła krzyczeć i płakać. Maya nie wiedziała co powiedzieć, więc po prostu ją przytuliła.
 - Nie mam pojęcia co zrobiłabym na Twoim miejscu, ale... Jestem przy Tobie. Nie będziesz nigdy więcej sama. Rozumiesz? - Caroline objęła Mayę jeszcze mocniej.
*Michael*
 Nie miał ochoty na to całe kino. Chciał wiedzieć o co chodzi Mai i dlaczego się tak dziwnie ostatnio zachowuje. Całe szczęście wiedział, gdzie ona może być. Domek na plaży, lub sama plaża. Odwołał kino z Naty, za co się wściekła i nie odzywa się do niego przez ostatnie dwie godziny, mimo prób skontaktowania się z nią. Jednak nie było mu przykro. Bardziej zależało mu na osobie, którą kochał, więc był już w kierunku nad jezioro. Z daleka widział już wracającą Mayę, a więc jednak. Szła, jakaś smutna. Schował się za domkiem za rogiem, aby przeszła obok, żeby mógł ją przytulić od tyłu. Jak pomyślał, tak zrobił. Maya odskoczyła na początku, a później widząc Michaela przytuliła go mocno i przeprosiła.
 - Za co mnie przepraszasz? Nie rozumiem... Chyba ja powinienem to zrobić. - zdziwił się.
 - Za to, że Cię olewałam. Powinnam była bardziej docenić Twoje starania. Przepraszam. - popłakała się. - Nie chcę Cię stracić, Michael. Zależy mi na Tobie jak na nikim innym.
 - Poczekaj. Coś się stało, że nagle to mówisz? - zmarszczył czoło, odsuwając się i patrząc na nią.
 - Poczułam taką potrzebę, po prostu, okej? Chyba nie zrobiłam nic złego, prawda? - zapytała.
 - Przeciwnie. Też mi zależy, Maya. Ja... przepraszam. Nie powinienem tak robić. Co ja sobie wyobrażam? Wmawiam sobie, że kocham Naty i z nią jestem, dobra dziewczyna, ale... Ja kompletnie nic do niej nie czuję, Maya. Kocham Ciebie. Rozumiem, jeśli nie czujesz tego samego, ale w końcu musiałem Ci o tym powiedzieć, prawda? Mam tylko nadzieję, że Cię do siebie nie zniechęciłem. - zamknął oczy i puścił Mayę, gotowy na wszystko. Jednak nic złego, czego się spodziewał się nie stało. Maya podeszła i go pocałowała. Trwało to długo, bo oboje nie chcieli tego kończyć. Gdy oderwali się od siebie, dziewczyna spojrzała na niego, zakryła dłonią usta, zrobiła krok w tył i zawahała się. Stała tak przez chwilę, po czym odwróciła się i pobiegła w stronę domu. Michael nie zrozumiał tego, co się właśnie stało. Oblizał usta i westchnął. Chciał biec za nią, ale byłoby gorzej. Może potrzebuje czasu? Załóżmy, że właśnie tak jest.
 Postanowił osobiście pójść do Natalie i powiedzieć jej, wyjaśnić jej sytuację. Nie może być z kimś, kogo nie kocha. Nie może się zmuszać do miłości. Ma tylko jedną osobę w swoim sercu i jest nią Maya. Nie chciał ranić Naty, ale wiedział, że im dłużej by z nią to ciągnął, to bolałoby tylko mocniej, więc lepiej załatwić wszystko teraz, bo kiedyś będzie już za późno i nic nie uda mu się zrobić w kierunku jego wybranki. Nie będzie mógł zaznać tego szczęścia, a teraz ma okazję do pokazania jak bardzo mu zależy.
*Maya*
 Poczuła się głupio, dosłownie uciekając od Michaela, ale nie mogła wtedy niczego innego zrobić. Co ona sobie w ogóle wyobraziła, odpowiadając mu pocałunkiem? Co ON sobie wyobrażał, mówiąc jej takie rzeczy tak późno?! Zdradził Natalie. Dla niej w dodatku. Wszystko jej się pomieszało i się zgubiła. Dlaczego to ukrywał, podczas, gdy ona cały czas właśnie na to liczyła? Gdyby wiedziała wcześniej, teraz siedzieli by obok siebie u niego lub u niej w domu, spędzając razem czas jako para, nie przyjaciele. Teraz musi sobie to wszystko przemyśleć. Jest gotowy dla niej zranić Naty? Nie chciało jej się w to wierzyć, ale przypomniało jej się, że miał być z nią w kinie, a zamiast tego spotkał się z nią, więc... Natalie, znając jej charakter, musiała się na niego za to wkurzyć. No cóż, przejdzie jej i będą dalej tworzyć związek. Chyba. Bo Maya nie miała zamiaru się nigdzie wpierdzielać i psuć relacji innych.
 Gdy już była obok domu, postanowiła zadzwonić do Valencii. Dzwoniła kilka razy, ale za każdym razem odbierała jej poczta głosowa. Co się dzieje? Zastanawiała się i te myśli jej nie dawały spokoju. Postanowiła więc przyjść do przyjaciółki sama. Poprawiła włosy i już miała zadzwonić do drzwi, gdy nagle zobaczyła coś, a raczej kogoś przy drzewie. Nie jedną osobę. Dwie osoby. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie zobaczyła. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i... uciekła. Jutro wszystko musi sobie wyjaśnić i z nim, i z nią, jednak trochę bardziej z nią...

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 2.

*Michael*
Czuję, że dzieje się z nią coś niedobrego. Coś jest nie tak, dlaczego nie chce mi o niczym powiedzieć?! Przecież jestem jej przyjacielem.
Przyjaciel... Co za okropne słowo. Wolałby być i przyjacielem, któremu mogłaby się zwierzyć i kimś, kogo ona by pokochała. Z kim mogłaby być... na zawsze. Kogo mogłaby przytulać i całować w każdej chwili. Z kim by zasypiała i budziła się codziennie. Na kogo obrażałaby się, po to, żeby on ją objął i dał buziaka. Chciałby, ale... To tylko marzenia. Tylko marzenia, które zastępuje w pewnym stopniu Naty, ale to nie to samo. On nie chce z nią być. On chce Mayę. Jednak Maya... najcudowniejsza dziewczyna pod słońcem...
Raczej woli inny typ chłopaka. Każdy z którym była, był taki sam. Przystojny, silny, muskularny... dupek, który ją wykorzystywał.
Wstał z łóżka i spojrzał na zegarek. 14:36. Powinien się szykować do kina z Natalie. Tak więc zrobił, pierwsze co idąc pod prysznic.
*Maya*
Rano wyszła z domku i jak obiecała mamie, tak wróciła akurat, gdy miała wyjechać na kilka dni do babci, ponieważ jej stan zdrowia znacznie się pogorszył. Mama dała Mai pieniądze na ten tydzień na jedzenie głównie, ewentualnie jak czegoś jeszcze zabraknie. Ale Maya chyba z nich nie skorzysta i sobie zostawi na kiedyś tam. Wody jest cała zgrzewka, jakieś przekąski są. A większego apetytu póki co nie miała, więc niczego sobie nie kupi.
Wyjechała. Z jej domu było widać długą ulicę. Niedługo po mamie została tylko czarna kropka, która w rzeczywistości była samochodem w oddali. Maya westchnęła. Nie wiedziała co ma zrobić. Znalazła jakieś słuchawki i MP3, której zawsze słuchała gdy miała doła. Czyli codziennie po kłótniach z mamą, ale teraz nie o nią chodziło. Słuchanie ulubionych piosenek przerwał jej dzwonek do drzwi. Miała w środku głęboką nadzieję, że to on. Zeszła po schodach. Nacisnęła na klamkę i otworzyła drzwi. Nie ukrywała swojego zawiedzenia, gdy okazało się, że to Valencia.
 - Cześć, trzymasz się jakoś? - przytuliły się do siebie i skierowały się w kierunku kuchni, gdzie Maya przygotowała im kakao.
 - Jakoś leci. Sama w domu przez tydzień, przynajmniej kłótni nie będzie. - wypuściła powietrze z płuc. Czasami miała wrażenie, że mama jej nie kocha.
 - Sama w domu? Trzeba to wykorzystać. - Val poderwała się i wzięła słomki do kakaa.
 - Jeśli masz na myśli imprezę, odpowiedź brzmi: NIE. Nie mam na to ani chęci, ani siły. - spojrzała na przyjaciółkę, po czym usiadła naprzeciwko niej przy ciemnobrązowym drewnianym stole na krześle tego samego koloru.
 - No dobra... Za to mam inną propozycję dla Ciebie. - telefon zadzwonił, przerywając blondynce wypowiedź.
//
Michael: Cześć. Na pewno nie chcesz spotkać się i pogadać?
Maya: Chcę, ale... Dzisiaj nie masz czasu, więc...
Michael: Jeśli mnie potrzebujesz, to odwołam kino.
Maya: Dam sobie radę. Niczego nie odwołuj.
Michael: Nie zabrzmiało to wiarygodnie.
Maya: Ale jest prawdziwe. Pa.
Michael: Zaczekaj. Co się z Tobą dzieje?
Maya: Ze mną? Wszystko w porządku, naprawdę.
Michael: Spodziewaj się mnie jutro.
Maya: Val czeka, pa.
Michael: Dobrze. Trzymaj się.

//
 - Jestem zmęczona. Chcę iść spać, więc... do jutra. - powiedziała Maya z trudem. Nie chciała, żeby przyjaciółka wychodziła... Ale Maya nie mogła już dłużej powstrzymać się od wybuchnięcia niekontrolowanym płaczem.
 - Dobrze, wyśpij się. Do jutra. - dały sobie buziaka w policzek na pożegnanie, po czym Valencia udała się w stronę swojego domu. Brunetka trzasnęła drzwiami i jak ślimak powlekła się na górę do swojego pokoju.
/
Po telefonicznej rozmowie z Michaelem, zasnęła i spała do 10 rano. Leżała na łóżku i myślała, jakby to było, gdyby wcześniej zareagowała. Nie byłoby Naty, byłaby ona. Wstała i poszła się umyć, ogarnąć, uczesać i ubrać. Gdy była gotowa ze wszystkim, nagle coś jej się przypomniało. Poderwała się na równe nogi po czym ubrała buty. Zamknęła drzwi na klucz, który potem schowała do prawej kieszeni dżinsowych krótkich spodenek. Dotarła nad jeziorko i wparowała do drewnianego domu. Zaczęła szperać w szufladzie obok jego łóżka. Wyrzuciła papierki po cukierkach, ołówki, długopisy, chusteczki i kilka zeszytów na skrzypiącą podłogę. Na samym dnie znalazła to, czego potrzebowała...
Pamiętnik Michaela.
Bała się go otworzyć. Nigdy przedtem nie odważyłaby się nawet szperać w jego rzeczach. Tym razem to była wyjątkowa sytuacja. Otworzyła na ostatniej zapisanej stronie. Wpis był dzisiejszy. Godzina 11:30, tak było napisane. Całe szczęście, że nie był tu wczoraj rano. Nigdy nie wiadomo co by zrobił widząc ją samą tutaj śpiącą, z rozmazanym tuszem od płaczu.
" Tak bardzo kocham Mayę... " tak zaczął się wpis. Mai zaszkliły się oczy, nie mogła czytać. Nic nie rozumiała... Czemu jest z Natalie, a w pamiętniku pisze o kimś innym? Czytała dalej.
"Naty to nie to samo. Jest cudowna, kochana. Myślałem, że pozwoli mi zapomnieć o Mai i da się skupić na tworzeniu czegoś, co da mi szczęście. A jest jeszcze gorzej. Maya chyba mnie unika. Znienawidziła mnie? Może coś się u niej dzieje? Czemu nie chce mi powiedzieć?" Na tym skończył wpis. Maya nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. Mu chyba chodziło o to, że kocha Mayę jako przyjaciółkę. Cierpi pewnie dlatego, że przyjaźń się dla niego liczy. To chyba jest prawdziwa wersja. Maya nie chciała robić sobie nadziei, że on może jednak czuć coś więcej. Odłożyła pamiętnik i rzeczy z podłogi na miejsce. Wyszła z domku. Zobaczyła kogoś, kto siedział przy jeziorze tak, że woda dotykała tego kogoś stóp. Buty były obok niego na piasku. Wiatr poruszył jego włosami. To jednak dziewczyna. Chyba, że facet z długimi kobiecymi włosami, w co wątpiła. Ruszyła w jej stronę. Postać coraz bardziej kogoś jej przypominała...

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 1.

*Maya*
 Mayi zabiło mocniej serce. Do cholery, z kim on tam jest?... Nie możliwe. Natalie? Zachciało jej się płakać.
 - Hej Maya! - Michael przytulił ją na powitanie. - Przedstawię Ci kogoś. To jest Natalie, moja dziewczyna. - objął ją ramieniem i dał buziaka w czoło. Mayi zrobiło się niedobrze. Zakręciło jej się w głowie. Nie wiedziała co ma robić... Poczuła się zraniona. Czy ona go k o c h a tak na serio? Nie mogła tego przyjąć do wiadomości, ale tak było i to dlatego teraz chciało jej się płakać. To już dawno się zaczęło, tylko ona nie chciała żeby to okazało się prawdą. Jednak jej podejrzenia się nie sprawdziły. Od początku miała rację - on jej nie kocha, a ona nie chciała złamanego serca. Ale zaczyna się łamać...
 - Hej Naty.- uśmiechnęła się smutno, podając jej dłoń. Miała gulę w gardle. - Coś nie najlepiej się czuję. Wrócę do domu... - cofnęła się z nadzieją, że Michael pójdzie za nią... Tylko, że on rzucił krótkie "Pa" i się odwrócił. Poczuła ucisk w klatce piersiowej. Rozpłakała się. Tylko nie to...
Napisała do swojej przyjaciółki, która dwa lata temu przeprowadziła się z Hiszpanii obok niej.
Maya: Valencia... Musimy pogadać. Drzewo. Za pięć minut.
Niemal natychmiast dostała odpowiedź: Daj mi sekundę. Już idę, coś się stało? :(
Maya: Opowiem Ci... ;(

 Gdy zobaczyła z daleka drzewo, które rozdzielało ich domy, zobaczyła już czekającą na nią blondynkę. Przytuliły się na powitanie.
 - Wyglądasz okropnie. - powiedziała Val, mierząc wzrokiem zdruzgotaną dziewczynę.
 - Dziwisz się? - opowiedziała jej całą historię. Wszystkie próby i tak dalej. Mimo to, że jest jej przyjaciółką to jest jedyna rzecz, o której jej nie mówiła.
 - Pff. Co za dupek. Chodź. Dam Ci kakao, obejrzymy film czy coś a ty się uspokój. Nie warto, serio.
*Michael*
 Maya chyba nie polubiła Natalie. Gdy powiedziała, że chce iść i źle się czuje, miał ochotę pobiec za nią... Ale po pierwsze Naty by się obraziła, nie mógłby jej samej zostawić, a po drugie... Chyba nie chciała jego towarzystwa. Była zdruzgotana. Nie pytał dlaczego. Nie przy Natalie. W sumie nawet jej nie kochał. Tylko mu się podoba, bo kocha Mayę, ale skoro u niej nie ma szans, bierze się za coś co jest realne. Jak Natalie sobie pójdzie to zapyta się Mayi o co chodziło. Albo teraz do niej napisze. Niemożliwe, żeby była zazdrosna. Może coś się stało, ale wolała mu o tym powiedzieć na osobności? Może coś z mamą? Coś z Valencią? Sam już nie wiedział. Wysłał wiadomość.
Michael: O co tak naprawdę chodziło?
Po kilku minutach dostał odpowiedź: Poważnie, po prostu źle się poczułam. Chyba zjadłam coś niezdrowego. :/
*Maya*
 - Nie powinnaś mu odpisywać. - stwierdziła Valencia, przeczesując ręką swoje idealnie ułożone blond włosy.
 - Może nie... W każdym razie to mój przyjaciel. Tej przyjaźni nikt mi nie zabierze. Muszę wrócić do domu... - skłamała. Nie chciała tam wracać i użerać się ze swoją mamą, jak na co dzień. Chciała odpocząć, a w domu nie czeka jej odpoczynek.
 - Jesteś pewna? Czujesz się lepiej? Odprowadzić Cię? - zadawała coraz to kolejne pytania.
 - Dam sobie radę. Nie jestem w przedszkolu. - uśmiechnęła się, założyła buty i wyszła. Nie wiedziała, gdzie ma iść. Przypomniało jej się o domku, który kiedyś służył jej i Michaelowi na nocki przy jeziorze. Tylko, że nie mogłaby tam długo siedzieć. Jej mama by ją zamordowała. Chyba że...
Maya: Mamo, nocuję dziś u Valencii. Mogę?
Mama: Ok, ale nie wracaj późno. Jutro jadę, masz zająć się domem.
Maya: Dobra, dzięki.

Poszła w stronę jeziora. Czuła się taka samotna... W domku od razu zasnęła.
Obudziła się o 2:38 w nocy. Miała 9 nieodebranych połączeń i 11 nowych wiadomości
Valencia: Jak się czujesz?
Michael: To na pewno to? Nie wyglądałaś na chorą tylko na załamaną... Może nie chciałaś przy niej mi powiedzieć, coś się stało? Mama?
Valencia: Lepiej?
Valencia: Halo! Czemu nie odpisujesz?
Michael: Jesteś?
Valencia: Zasnęłaś czy co?
Michael: Martwię się, odbierz!
Michael: Obraziłaś się?
Michael: Śpisz?
Valencia: Dobranoc. :*
Michael: Jak wstaniesz to oddzwoń...

Odpisała im obojgu to samo: Zasnęłam, przepraszam.
Postanowiła oddzwonić do Michaela. Zazwyczaj nie spał w wakacje do około 4, 5 w nocy. Odbierze.
Zadzwoniła.
//
 - Halo? Maya? Jak tam samopoczucie? - zapytał Michael zatroskanym głosem. Maya mimo tego, że czuła się okropnie, na dźwięk jego głosu uśmiechnęła się do siebie.
 - Świetnie. Wyspałam się. Jest dużo lepiej. - skłamała.
 - Ulżyło mi. Chcesz iść jutro do kina ze mną i Natalią?
 "Tak, i patrzeć z boku jak się obściskujecie, słuchać czułych słówek, ranić samą siebie będąc tam z wami." Powiedziała do siebie w myślach. Do niego się nie odezwała. Rozłączyła się i udała, że zasięg jej padł.
 Pierwszy raz się tak poczuła.
 Pustka.
 Ale to minie.
 To tylko chłopak.
Tak.. T y l k o...

czwartek, 26 grudnia 2013

Prolog

Maya.
 - Wychodzę! - wykrzyknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Ostatni raz sprawdziła telefon. 20:32. Zostało jej niecałe pół godziny. Uśmiechnęła się do siebie. Doskonale wiedziała co robić.
 Spotykała się ze swoim przyjacielem, który był w niej zakochany na zabój. Ona doskonale o tym wiedziała, ale nie od niego. Sama się domyśliła i sprawdzała to na wszystkie możliwe sposoby. Dzisiaj ostatni sprawdzian.Wcześniej, wyrywała każdego możliwego chłopaka. O wszystkich był zazdrosny. Jeszcze bardziej patrząc wstecz, strasznie opłakiwała swojego byłego. Widziała, że boli go to, że tak "kocha" swojego ex, ale robił wszystko, żeby ją pocieszyć. Dzisiaj mu wyzna miłość. Oczywiście nic do niego nie czuje. Chyba. Sama nie była pewna, czy go kocha, czy nie. Chciała tylko sprawdzić, czy jej podejrzenia są prawdziwe. Do tego może coś z tego być. Może naprawdę oddać mu całe swoje serce.
 Prawie na miejscu. Poprawiła swój strój i uśmiechnęła się widząc go z daleka. Hm, miała być poważna. Szybko zmieniła swój wyraz twarzy, jednak nie zauważając kiedy jej kąciki ust same uniosły się w górę. Co się dzieje? Nie tak powinna reagować. Powinna mieć wszystko pod kontrolą. Na o s t a t n i guzik.
 *przeszłość*
 Zawibrował telefon. Dostała sms od jej 'chłopaka', którym właściwie tylko się bawiła, Jake'a.
Jake: Kocham Cię, maleńka. Śpij dobrze ;*
Przewróciła oczami. Co za frajer. Jutro się rozczaruje. Poza tym, wcale nie ma ochoty iść spać. Najchętniej teraz wymknęłaby się z domu i zaśmiała na cały głos słysząc, jak Michael udaje głos Monique, której nienawidziła.
Michael: To co, Maya? Ochota na noc przy jeziorku? :P
Ja: Hahaha, z Tobą zawsze. Za parę minut wychodzę. Spotykamy się przy tej ławce co zawsze.
Michael: Już czekam, moja piękna. Hahaha, dawaj kochanie bo nie wytrzymam.

Nie wiedziała dlaczego zaczęła się do siebie uśmiechać. Szybko to powstrzymała. Miała nadzieję, że to tylko dlatego, że Michael znowu żartuje, ale... w głębi serca wiedziała, że to nie o to chodzi. Kocha go. Nie, nie kocha go. Kocha... Nie. To niemożliwe. Nie pozwoliłaby sobie na to. To tylko przyjaźń, prawda? Poza tym nie chce zranienia. Nie kocha jej. W sumie... można byłoby to sprawdzić. Wymknęła się przez okno i ku jej zdziwieniu, Michael już tam na nią czekał, a nie na ławce. Serce mocniej jej zabiło i przeszedł ją dziwny dreszcz, gdy spojrzał jej prosto w oczy. To się nie dzieje naprawdę. Ona go nie kocha.
I tak zakodowała to sobie w myślach...

Michael.
 Idzie tu, idzie tu... Dudniło mu w myślach. Miał nierówny oddech, ale musiał się opanować. Jak zareaguje na jego wieści? Będzie szczęśliwa? Powinna. W końcu to jego przyjaciółka, prawda? Niestety.. Tylko przyjaciółka.
*przeszłość*
Ja: To co Maya? Ochota na noc przy jeziorku? :P
Wysłał jej to, bo ciągle myślał o tym spotkaniu. Nigdy wcześniej nie wymykał się z domu specjalnie dla kogoś, jednak dla niej potrafi zrobić wszystko. Już był przygotowany. Miał dwa koce, jeden - żeby na nim usiąść, a drugi - żeby się nim okryć w chłodną, letnią noc. Coś do picia w torbie i jej ulubione owoce, na wypadek, gdyby zgłodniała. Chciał dla niej jak najlepiej.
Maya: Hahaha, z Tobą zawsze. Za parę minut wychodzę. Spotykamy się przy tej ławce co zawsze.
Nie chciało mu się czekać. Ruszył więc w stronę jej domu, przy okazji odpisując jej na sms'a.
Ja: Już czekam, moja piękna. Hahaha, dawaj kochanie, bo nie wytrzymam.
Był już pod jej domem. Otworzyła okno i wyszła. Zobaczył ją i poczuł motylki w brzuchu. Serce mu zaczęło łomotać, jednak nie dawał nic po sobie poznać. Ona w końcu nie poczuła nic podobnego. Uśmiechnęła się. Przytuliła go na powitanie. Nawet nie wiedziała, ile to dla niego znaczy. Ruszyli.
 - Słyszałaś, że Michelle i Patrick się zeszli? - rzucił od niechcenia.
 - No co ty? Oni? Przecież, oni nigdy... Okej, byli nierozłączni, ale jak przyjaciele, nigdy nie wyobrażałam ich sobie jako pary, to takie dziwne. - skrzywiła się.
 - A co gdybyśmy my byli razem? - powiedział, niby luźno, jednak cały drżał wymawiając te słowa.
 - My? To niemożliwe. Jesteśmy przecież tylko przyjaciółmi. Poza tym ja mam chłopaka, a ty kogoś na oku. Natalie, prawda? - tym sposobem dała mu do zrozumienia, że to tylko przyjaźń i już nic więcej. Zabolało go to, ale nie chciał, żeby o tym wiedziała. Po prostu urwał temat i szli dalej.